Widziałem raz kryształ, był bardzo biały,
wdzięcznie obrobiony i piękny też cały.
Skrywał niewinne wnętrze jak gdyby dziewczyny,
w oczętach której widzisz cudne krainy.
Przekuwał on mój wzrok nie tylko kolorem,
lecz czystością co była pierwszym walorem.
Tak niesłychanie czysty, że gdyby była to woda,
żadne źródło nigdy takich sił Ci nie doda.
A te kształty, te linie, te szlify tak cudne,
żadne marzenie od teraz nie jest już złudne.
Bo w tym delikatnie drobnym białym krysztale,
Dojrzałbyś wszechświat cały jak i morskie fale.
Lecz chwila przeminęła, została gdzieś w tyle,
odleciała w przestworza jak monarchy motyle.
W tym zamyśle nad pięknem, czujność straciłem,
a delikatny kryształ z rąk swych wytrąciłem.
Powoli spadając pożegnał mnie blaskiem,
po chwili żegnałem go płaczem i wrzaskiem,
bo gdyby był to tylko zwykły kamyczek,
szczęścia nie dałby więcej niźli słońca promyczek,
lecz było to dla mnie kryształowa dziewczynka,
co serce ma czyste, buzię jak malinka.
Wczoraj na świecie cuda się działy.
Wczoraj na świecie spadały kryształy!
Wczoraj na świecie oraz w każdym kraju.
Wczoraj na świecie i jego też skraju.
Kryształy się tłuką, giną dzieci małe.
Na pewno nie jest na Boga to chwałę!
Kryształowa dziewczynka niewinna rozbita,
Kryształowa dziewczynka pociskiem zabita!
Kryształowy chłopiec niewinny rozbity,
Kryształowy chłopiec rozjechany zabity.